Artykuł ukazał się oryginalnie w serwisie EPALE >>>
„Czy to jeszcze edukacja czy już terapia?” potrafią zapytać trenerzy na warsztatach inspirowanych nurtem adventure therapy. Choć w nazwie ma słowo „terapia”, nie musi oznaczać działań psychoterapeutycznych. O szerszym rozumieniu adventure therapy pisałam już na EPALE. Tymczasem w Polsce rozwija się, swojsko brzmiąca, terapia lasem, ekopsychiatria, kąpiele leśne i kilkanaście innych nurtów[1], które łączy wspólny mianownik: wykorzystywanie potencjału środowiska przyrodniczego do pogłębionej pracy rozwojowej.
„Nie jestem terapeutą. Jestem praktykiem terapii w naturze”
Ja zetknęłam się z włączaniem ćwiczeń (a może „działań”?) z pogranicza adventure therapy do edukacji dorosłych już w 2014 roku, na konferencji „Experiential Educators Europe”, gdzie stałym bywalcem był niezwykły praktyk tej dziedziny – Frank Grant. Na jego pierwszy warsztat poszłam ze sceptycznym nastawieniem. Samo pojęcie adventure therapy źle mi się kojarzyło („i w ogóle jak to przetłumaczyć na język polski?!”). Do głowy przychodziły skojarzenia z „ezo”, „pseudo-szamanizmem”, którego bardzo nie lubię.
Tymczasem stanął przede mną niezwykle cichy i skromny człowiek, który zaprosił nas na spacer do lasu. Miał ze sobą kilka sznurków i małą torbę. Zachęcając nas do wykonania prostych ćwiczeń i zadań, stworzył dla grupy ramy do procesu samorozwojowego, który każdy z uczestników regulował sobie sam. Niczego nie narzucał, wtapiał się w tło. Można było odnieść wrażenie, że nie jest prowadzącym warsztat, a facylitatorem doświadczania natury w taki sposób, aby było ono dla nas rozwojowe. Pokazał nam jak, wykorzystując obecne w kulturze rytuały, za pomocą prostych narzędzi czy gestów, wykorzystać przyrodę jako katalizator wewnętrznej zmiany. W ten sposób Frank Gran zaczarował mnie swoim podejściem do adventure therapy, które zaowocowało wydaniem w Polsce książki „Flightless Albatross”, zawierającej metodykę oraz ćwiczenia możliwe do wykorzystania w edukacji przez doświadczenie. Z tej książki pochodzi ćwiczenie, którym chce się z Wami podzielić: „Drzwi Natury”.

Frank Grant – trener, weteran, praktyk adventure therapy. Zdjęcie z archiwum autorki.
Brama w lesie w schemacie rytuału przejścia
W pracy z dorosłymi uczestnikami szkoleń i warsztatów coraz częściej (lub ponownie?) sięgamy po metody angażujące ciało, emocje i symbole czy mity. Natura staje się przestrzenią, w której proces edukacyjny zyskuje głębię i odwołuje się do innych, niż tylko poznawcze, zasobów. Jednocześnie, to co mnie pociąga w metodyce proponowanej przez Franka Granta, jest niezwykła prostota wynikająca z wykorzystania uniwersalnych archetypów czy schematów rytualnych.
Jednym z najbardziej podstawowych jest tzw. rytuał przejścia, opisany wspaniale przez francuskiego etnografa Arnolda van Gennepa[2]. Tytułowe przejście oznacza zmianę – najczęściej społeczną. W schemacie tego rytuału mieszczą się dawne zwyczaje związane z zamążpójściem czy inicjacją w dorosłość. Dzisiaj mogą służyć symbolicznemu domykaniu ważnych życiowych etapów, decyzji, otwieraniu się na nowe. I choć brzmi to wszystko bardzo poważnie, nie musi takie być. Niedawno prowadziłam warsztaty z wykorzystaniem „Drzwi Natury” do podsumowania edukacyjnego wyjazdu, który był dla wszystkich bardzo intensywny. Korzystając z możliwości wyciszenia i potrzeby namysłu przed domykaniem doświadczenia, wykorzystaliśmy ćwiczenie do refleksji nad tym, co z jego przebiegu chcielibyśmy szczególnie zapamiętać.

Budowanie bramy w lesie. Zdjęcie z archiwum Franka Granta.
„Drzwi Natury”
„Drzwi Natury” (ang. Nature’s Doorway) to, w relacji Granta, praktyka wywodząca się z tradycji rdzennych Amerykanów i zaadaptowana do współczesnej edukacji i pracy rozwojowej[3].
Na czym polega ćwiczenie?
Podstawowym zadaniem dla osoby lub grupy jest zbudowanie bramy w naturalnym środowisku – w lesie, na polanie, nad brzegiem jeziora. Konstrukcja powstaje wyłącznie z martwych elementów natury: gałęzi, korzeni, kawałków drewna, kamieni, traw. Nie używa się żadnych materiałów sztucznych ani narzędzi niszczących przyrodę. Brama może mieć dowolny kształt i wielkość, powstać indywidualnie lub grupowo.
Praca przebiega w ciszy, co nadaje jej wymiar symboliczny i pogłębia doświadczenie. Zadaniem każdej osoby jest dodanie do konstrukcji przynajmniej jednego elementu (np. gałęzi) bez ingerowania w elementy stworzone przez innych. Bramę buduje się tak długo, aż każda osoba biorąca udział w ćwiczeniu będzie miała poczucie, że ona sama nie ma już nic do dodania. Kiedy wszyscy skończą, grupa zasiada w kręgu, a osoba prowadząca wprowadza do drugiej części ćwiczenia – symbolicznego przejścia. Ja, prowadząc to ćwiczenie, zazwyczaj w tym miejscu odwołuję się do symboliki przechodzenia przez portale, drzwi, wrota w naszej kulturze. Niekiedy, gdy nie chcę modelować zbyt uroczystej atmosfery, przywołuję przykłady z filmów popkulturowych z przejściami do innych wymiarów, a nawet nawiązuję do kreskówek.
Przejście przez bramę odbywa się tylko w jednym kierunku i jest dobrowolne. Uczestnik może w ciszy zatrzymać się przed konstrukcją, skupić na jej symbolach czy ozdobach, a następnie – przechodząc – pozostawić coś za sobą: trudną emocję, ograniczające przekonanie, niechciane wspomnienie, decyzję, nawyk. Albo przeciwnie – zabrać ze sobą intencję, decyzję, jakość, wspomnienie czy obietnicę. Niekiedy wyraża się to poprzez przedmiot z natury. Na przykład trener proponuje: „Znajdź wokół siebie przedmiot, który symbolizuje jakość, której nie chcesz więcej rozwijać w swojej pracy”. Każda osoba przechodząca przez bramę zostawia ten przedmiot po stronie, przez którą przechodzi – tak, aby symbolicznie, po przejściu, zostawić go za sobą. Przekraczając bramę, nie powinno się odwracać za siebie. Co zostaje za nami, jest za nami – skupiamy się na tym, co nas czeka.
„Rytuał” kończy się spotkaniem w wyznaczonym miejscu, wciąż w ciszy. Dopiero potem można, jeśli grupa ma na to gotowość, podzielić się refleksjami – choć nie jest to konieczne.

Budowanie bramy w lesie. Zdjęcie z archiwum Franka Granta.
Jak to wykorzystać?
Symboliczna konstrukcja może być dla nas metaforą przechodzenia przez zmianę, ze stanu „przed” do stanu „po”: z dzieciństwa w dorosłość, ze strachu w odwagę, z chaosu w klarowność, z online do przyrody, z treningu do codzienności. Przejście może oznaczać przekroczenie bariery we współpracy w zespole lub „przejście nad” czymś, co drenowało energię grupy od dłuższego czasu. Niekiedy, w zaawansowanych procesach grupowych, trenerzy wykorzystują to ćwiczenie do pracy z granicami. W przywołanym opisie autorstwa Franka Granta znajduje się przykład pracy z tematami politycznymi w środowisku międzynarodowym.
Metoda szczególnie dobrze sprawdza się:
- w warsztatach rozwojowych i coachingowych, gdzie uczestnicy pracują nad zmianą w swoim życiu,
- w programach edukacji pozaformalnej, np. szkoleniach liderskich, wolontariackich, ekologicznych,
- w pracy z grupami poszukującymi integracji i głębszej więzi, ponieważ cisza i współdziałanie podczas budowy bramy sprzyjają wzmacnianiu poczucia wspólnoty,
- w działaniach terapeutycznych i profilaktycznych, gdy ważne jest „przepracowanie” emocji lub symboliczne uwolnienie się od obciążających doświadczeń,
- w sytuacjach, gdy potrzebne jest „domknięcie” wydarzenia, np. rozwiązanie grupy, pożegnanie lidera, podsumowanie warsztatów.
Warto podkreślić, że siła i głębia ćwiczenia nie wynikają jedynie z formuły jego prowadzenia. Można prowadzić je w taki sposób, że uczestnik sam nadaje znaczenie przejściu przez bramę i nie dzieli się refleksjami, nie wyjaśnia, co właśnie się wydarzyło – ani grupie, ani prowadzącemu.
Na co warto zwrócić uwagę?
- Tematyka
Oczywiście kontekst i tematykę należy dobrać uważnie. Nie polecam praktykowania tematyki porzucania traum z dzieciństwa na biznesowym wyjeździe integracyjnym czy w grupie, w której ludzie dobrze się nie znają. Ćwiczenie to można poprowadzić naprawdę lekko, swobodnie, bez otoczki czy atmosfery grupowej terapii.
- Wielozmysłowość
Pamiętajmy, że osoby dorosłe uczą się najpełniej poprzez doświadczenie, jego analizę i refleksję – i to wnosi opisywana aktywność. Dodatkowo, „Drzwi Natury” mają dużą wartość w zaangażowaniu wielu zmysłów. Niektórym naprawdę łatwiej się myśli, gdy targają długie badyle i próbują stworzyć z nich konstrukcję. Z tego powodu lepiej organizować takie doświadczenie w lesie czy gęstym parku niż na małym skwerku przed wieżowcem[4].
- Nie ma jednego scenariusza
Aktywność ta ma potencjał, który bardzo lubię wykorzystywać w działaniach w metodyce experiential education: każdy może zrobić to po swojemu. Nie ma jednego przepisu i w pracy z tym ćwiczeniem obserwuję bardzo różne podejścia do niego. Spotykam uczestników, którzy angażują się bardzo w aspekt konstrukcyjny – mierzą, przeplatają i skupiają się na rezultacie. Inni szybko się wyciszają, wprowadzają podniosłą atmosferę i traktują przejście bardzo poważnie. Są też tacy, którym się nudzi, dokładają do konstrukcji jedną szyszkę i zupełnie nie rozumieją, czemu muszą przez 20 minut w ciszy patrzeć, co budują inni. Wszystkie te podejścia są niezwykle cenne i można o nich rozmawiać w późniejszych częściach warsztatu czy wydarzenia.
- Zarządzanie czasem
Pewną wadą „Drzwi Natury” jest fakt, że nie da się dokładnie zaplanować, ile aktywność będzie trwała. Warto więc organizować ją wtedy, gdy mamy zapas czasowy lub podążamy za procesem grupowym. Rekomendowany czas na przeprowadzenie ćwiczenia w grupie 6-12 osób to około 1,5 godziny. W przypadku większych grup staram się podzielić je na mniejsze zespoły i mieć do pomocy większą liczbę osób prowadzących. W takim układzie powstaje równolegle kilka bram.
- Atmosfera
Wybór miejsca, wprowadzenie oraz cisza są ważnymi składnikami budowanej atmosfery. Warto wytłumaczyć osobom uczestniczącym, dlaczego odbywamy to ćwiczenie w ciszy. Dzięki niej łatwiej się skupić, pracować bardziej refleksyjnie i wejść głębiej w doświadczenie. Z tego powodu zazwyczaj proszę o schowanie telefonów i na początku umawiam się z grupą, że nie będziemy fotografować bramy, a telefony wyciągniemy dopiero po domknięciu całości.
- Bezpieczeństwo emocjonalne
Niekiedy ćwiczenia w schematach rytuałów przejścia mogą wywołać silne emocje. Najczęściej spotykam się z oporem, zniecierpliwieniem, drażliwością wynikającą z braku dostępu do telefonu. Rzadziej jest to smutek czy płacz. Równie często są to wybuchy śmiechu czy „głupawka”. Warto pamiętać o zasadzie dobrowolności: nikt nie musi przechodzić przez bramę ani wyjaśniać swojej decyzji. Zachęcam do zostawienia sobie zapasu czasowego na ewentualną rozmowę indywidualną, jeśli ktoś by jej potrzebował do domknięcia doświadczenia. Gdy pracuję z grupą, w której mogę spodziewać się ryzyka pojawienia się trudnych emocji – zawsze zapraszam do współprowadzenia drugą osobę i umawiamy się na możliwą interwencję kryzysową.

Medytacja przed naturalnym „oknem” w lesie. Zdjęcie z archiwum Franka Granta.
Dlaczego warto?
„Drzwi Natury” to ćwiczenie, które pozwala na niecodzienne, niekiedy głębokie doświadczenie edukacyjne lub rozwojowe. Może łączyć w sobie elementy pracy zespołowej, ciszy i kontemplacji, symboliki i rytualności oraz emocjonalnego wzmocnienia. Dla trenerów, edukatorek, psychologów może być nie tylko ciekawą, może niecodzienną, prostą w formie metodą, lecz również doświadczeniem wspierania przejścia przez wyzwanie lub zmianę – osobistą i/lub grupową.
„Drzwi Natury” i inne metody adventure therapy opisywane przez Franka Granta są przykładem, jak proste działania w naturze mogą stać się ważnym doświadczeniem, które uczestnicy zapamiętają na lata. Ja do dziś pamiętam swoją pierwszą bramę, wybudowaną z Frankiem w 2014 roku.
Bądź pierwszą osobą, która zostawi swój komentarz