W dniach 6-7 listopada 2015, w Szczecinie miała miejsce konferencja Z Bardzo Długą Nazwą – zwana dalej Konferencją 🙂 Było dla mnie oczywiste, że muszę tam być – skoro gdzieś konferują o outdoorze. Imponowały też nazwiska zagranicznych gości, z których część znałam z innych europejskich wydarzeń.
Konferencja pozostawiła we mnie wiele zdziwień – zarówno pozytywnych, negatywnych jak i mieszanych.
Byłam absolutnie dumna i zaskoczona, jak wielu uczestników przybyło na konferencję! Została ona ogłoszona na kilka (3?) miesięcy przed rozpoczęciem, a mimo to, według organizatorów, zgromadziła 180 uczestników (choć myślę, że było ich mniej). To znacznie więcej, niż konferencja „Edukacja Przygodą”, którą współorganizowałam trzy razy – a zaczynamy ją nagłaśniać zazwyczaj rok wcześniej. Wielki więc plus dla organizatorów, że w tak krótkim czasie, zgromadzili tak wiele osób na płatnej (!) konferencji. Bardzo ciekawym było dla mnie, jak bardzo różnorodnych uczestników udało się zaprosić. Obecni byli przedstawiciele świata naukowego, bardzo wielu nauczycieli, przedstawiciele świata biznesu. To też budzi mój podziw i szczypie zazdrością 🙂
Do zdziwień bardziej mieszanych zaliczam tematykę i sposób jej przedstawienia. Mimo, że organizatorzy deklarują, że „Tematem przewodnim głównych wystąpień było: Outdoor Education jako metoda pracy z grupami, jako czynnik kształcący i rozwijający, praktyczne aspekty wdrażania innowacji w szkole oraz wspieranie rozwoju dziecka w dobie współczesnych zmian.” – zupełnie nie mogę się z tym zgodzić. Sam tytuł był mylący bo ani outdoor, ani edukacja nieformalna nie jest innowacją w sferze edukacji – wręcz przeciwnie. Według mnie konferencja nie koncentrowała się ani na outdoorze, ani na edukacji nieformalnej, ani na kompetencjach miękkich. Była dziwnym wymieszaniem wszystkich tych pojęć. Z jednej strony ma to aspekty pozytywne; pokazała szerokie spektrum edukacji alternatywnej. Z drugiej strony, według mnie, może przyczynić się do utrwalania niebezpiecznego stereotypu, że outdoor education to wszystko i nic. Z tym stereotypem, ekipą Pracowni Nauki i Przygody walczymy od dawna. Myślę, że ekipa organizatorów, z których wielu szkoliło się w Europie i spotykaliśmy się na wielu europejskich konferencjach – zdawała sobie sprawę. Zapewne inicjując temat, postanowiła iść na kompromis aby „przemycić” trochę outdooru pomiędzy kreatywną edukacją w ogóle – ale ja uważam, że jest to błąd i „rozmywanie” dziedziny nie służy jej promocji. Mimo, iż w programie słowa outdoor było aż nad to – w czasie warsztatów, czy wykładów w których uczestniczyłam, dało się czuć naciąganie metody pod zupełnie inne treści i cele.
Do wielkich pozytywnych aspektów konferencji zaliczam wystąpienia gości zagranicznych; Beth Christie, Jakoba Frímann Þorsteinssona, Marka Leathera. Tylko znowu; irytowało mnie zapowiadanie jak to odwiedzili Polskę pierwszy raz, ponieważ Beth Christie była gościem konferencji „Edukacja Przygodą” już w 2011 roku.
Trudno było również określić tożsamość konferencji; która deklarowała się jako międzynarodowa, ogłaszała jako lokalna, a mówiła o sobie w trybie ogólnopolskim. Rzeczywiście, zadziwiało mnie, jak niektóre rzeczy-wydawałoby się z mojej perspektywy oczywiste – były dla uczestników nowe, zaskakujące. Przyjmuję tą lekcję z pokorą, gdyż wydawało mi się, że Pracownia Nauki i Przygody, realizując misję promocji experiental outrood adventure education, organizując trzy ogólnopolskie konferencje i wydając dwie książki – dotarła pod strzechy. Okazało się, że zupełnie nie. Bolało mnie jednak konsekwentne pomijanie dorobku innych organizacji, których w Polsce jest coraz więcej. Organizatorzy argumentowali, że chodziło o zbudowanie i scalenie podmiotów z Zachodniopomorskiego – a jednocześnie cały czas mówili o szkole jako całości, odwoływali się do zjawisk ogólnopolskich – tworząc wrażenie, że są wiodącym ośrodkiem outdoor education w Polsce.
Zdziwieniem był dla mnie również styl organizowania konferencji, która miała dotyczyć edukacji nieformalnej – a była szalenie formalna i ustrukturyzowana. Przywykłam do europejskich konferencji o edukacji nieformalnej, które zawierają w sobie wiele jej elementów i „wpuszczają” uczestników w doświadczenie uczenia się często jeszcze przed przybyciem poprzez partycypacje, facylitacje, wiele elementów podsumowań i dyskusji aplikacyjnych. Przecież naszym hasłem jest learning by doing!. Tymczasem, pierwszego dnia, spędziliśmy DZIESIĘĆ GODZIN w niewygodnych, drewnianych ławach Wydziału Nauk Ekonomicznych i Zarządzania USz, słuchając wyłącznie WYKŁADÓW a drugiego dnia prawie DZIESIĘĆ GODZIN na warsztatach, z których wszystkie odbywały się w akademickich salach. Drugiego dnia, tak wiele osób padało ze zmęczenia oraz wyjeżdżało wcześniej, że organizatorzy zrezygnowali z wspólnego zakończenia i podsumowania konferencji co uważam, za wielką stratę. Nie przeprowadzono również indywidualnej ewaluacji (lub nie wiem o niej) – więc nie wiadomo właściwie jak konferencja została przyjęta. Odczuwając to wszystko na własnej skórze, przypominały mi się kolejne błędy organizacyjne przy „Edukacji przygodą”, kiedy chce się przeprowadzić zbyt wiele na raz i ulega się pokusie wykładów o tym, że w nauczaniu powinno się odejść od wykładów.
Podsumowując; nie jestem w stanie nie odnosić doświadczeń z opisywanej konferencji do „Edukacji Przygodą”, które jednak różnią się w założeniach ponieważ EP jest konferencją naukową, rządzącą się swoimi prawami. Organizatorzy I Międzynarodowej… działali w sferze bardziej aplikacyjnej więc, wydaje się, mieli większe pole do popisu. Jest we mnie wiele szacunku i podziwu dla organizatorów, którzy w tak krótkim czasie zorganizowali wielkie wydarzenie i ściągnęli na nie wielu wybitnych gości oraz imponujący zestaw zagranicznych prelegentów. Bardzo żałuję, że ich prelekcje były przeplatane innymi wykładami, często z tzw. „zupełnie innej bajki”. Niestety poziom polskich wystąpień wyraźnie odbiegał od tych zagranicznych. Żałuję, że budząc taki potencjał, organizatorzy nie wykorzystali go, według mnie, do końca przyczyniając się do utrwalania błędnych interpretacji czym jest outdoor i edukacja nieformalna oraz sami, zaproponowanymi formami, nie dali przykładu aplikacji tego podejścia do nauczania. Dziwi mnie dobór prowadzących i tematyka warsztatów, które w niektórych przypadkach w ogóle nie nawiązywały do głównej tematyki konferencji. Szczerze podziwiam sposób, w jaki organizatorzy mówili i pisali o swojej konferencji, jaki nadali jej rozmach i chciałabym, aby w niektórych aspektach wrócili do adekwatnej samooceny swoich dokonań, gdyż uważam, że momentami marginalizowali dokonania innych podmiotów oraz organizacji w Polsce. Z pokorą przyjmuję swój warszawsko-centryzm i niesłuszne samozadowolenie z promocji outdooru, przestrzegając jednocześnie przed Szczecino-centryzmem. Jestem jednak pod wielkim wrażeniem, ile zapału włożyli w organizację wydarzenia, jak wykorzystali potencjał wolontariuszy pomagających przy konferencji i z wielką radością przyjęłam informacje o planowanej drugiej edycji.
Brak możliwości komentowania.