Kurs pierwszej pomocy skończył w Polsce prawie każdy. Co z tego, jeśli nie przekłada się to na realne umiejętności. Jak to zmienić?
Artykuł ukazał się oryginalnie w serwisie EPALE >>>
Dwukrotnie miałam okazję udzielać pierwszej pomocy w sytuacji realnego zagrożenia czyjegoś życia, oraz kilkanaście razy w przypadkach ratowania zdrowia. Po każdej takiej „akcji” byłam wdzięczna, że skończyłam wiele DOBRYCH kursów pierwszej pomocy.
W sytuacji zagrożenia, wobec strachu i mózgu zalanego adrenaliną, działają u mnie nawyki. Mało myślenia, dużo robienia. Umysł sam „podpowiada”, co robić – pojawiają się w głowie algorytmy, głośny głos, który dyktuje mi kolejne czynności. Dzieje się tak dlatego, że interesując się pierwszą pomocą, kilkanaście razy uczestniczyłam w najróżniejszych warsztatach i ćwiczeniach praktycznych. „Głos w głowie” nie wziął się znikąd – wdrukowałam go sobie poprzez naukę przez doświadczenie, a nie czytanie broszur o zasadach udzielania pierwszej pomocy.
Pierwszej pomocy uczą się prawie wszyscy Polacy. W ramach kursów na prawo jazdy, szkoleń BHP, na zajęciach szkolnych, podczas mnóstwa pikników, w akcjach Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Tak jest od lat.
To czemu wciąż pojawiają się nagłówki o zobojętnieniu przechodniów wobec poszkodowanego, czy peany na cześć małych dzieci, które skutecznie wezwały pomoc do dorosłego w potrzebie?
Wydaje się, że jedną z przyczyn jest fakt, że nie traktujemy (więc i nie nabywamy!) udzielania pierwszej pomocy jako aktywnej kompetencji. Czym się różni kompetencja aktywna od nieaktywnej? Za przykład może posłużyć nam jazda na rowerze. Jeśli przyjmiemy, że kompetencja składa się z wiedzy, umiejętności i postawy (motywacji), łatwo sobie wyobrazić, że wiemy wszystko o teorii poruszania się na rowerze, a nawet wiele lat temu zdobyliśmy kartę rowerową. Jednak od wielu lat nasz rower stoi w piwnicy i w ogóle na nim nie jeździmy. W przyjętym rozumieniu taka kompetencja jest nieaktywna. Co z tego, że ją mamy, skoro z niej nie korzystamy?
Podobnie może być z pierwszą pomocą. Jeśli jedynie obejrzeliśmy film o udrażnianiu dróg oddechowych w ramach kursu na prawo jazdy, to może to być za mało, aby realne wykonać tę czynność, gdy zajdzie taka potrzeba. Jeśli nie mamy realnych umiejętności, które wykształciły w nas nawyki postępowania – naszą motywację/postawę będzie blokował uzasadniony lęk.
Photo by 🇸🇮 Janko Ferlič on Unsplash
Czy Ty, Czytelniczko, Czytelniku jesteś pewna/pewien, że wiesz, co robić? I czy to zrobisz, jeśli ktoś przy Tobie znajdzie się w sytuacji zagrożenia? Jeśli masz wątpliwości – warto rozważyć powtórzenie, odbycie kursu pierwszej pomocy. Jak wybrać ten dobry?
Zapraszam do przeczytania rozmowy na ten temat z ratownikiem medycznym i pielęgniarzem pracującym w Szpitalnym Oddziale Ratunkowym, Markiem Sierpińskim.
Czy według Ciebie Polacy umieją udzielać pierwszej pomocy?
Oczywiście to jest bardzo ogólne pytanie, na które trudno jest udzielić precyzyjnej odpowiedzi. Na pewno jest lepiej niż 15-20 lat temu. Za sprawą takich organizacji jak Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy czy dzięki wprowadzaniu do szkół przedmiotu „Edukacja dla bezpieczeństwa” możemy zaobserwować zwiększoną świadomość i umiejętności udzielania pierwszej pomocy. Jednocześnie bardzo często spotykam się w swojej pracy z sytuacjami, w których cały personel medyczny żałuje, że potrzebujący pierwszej pomocy nie otrzymał jej na czas. COVID również wiele zmienił w tym zakresie.
Można przyjąć, że właściwie prawie każdy dorosły człowiek przeszedł w swoim życiu szkolenie z zakresu pierwszej pomocy. Zrobił to albo w ramach kursu na prawo jazdy, albo podczas szkolenia BHP w pracy. Dlaczego więc wciąż udzielanie pierwszej pomocy jest dla ludzi wyzwaniem?
Szkolenia z pierwszej pomocy w ramach kursów na prawo jazdy to jest żart. Uważam, że osoby które dopuściły do tego, aby odbywało się to poprzez obejrzenie filmów wideo czy kurs e-learningowy, powinny być pociągnięte do odpowiedzialności. Uważam, że każdy kursant robiący prawo jazdy czy każda osoba, która przechodzi przez kurs pierwszej pomocy w miejscu pracy, powinni się stanowczo domagać, aby zawierał on ćwiczenia praktyczne. Pierwsza pomoc jest jedną z najważniejszych umiejętności, którą można nabyć w formie krótkiego kursu czy szkolenia. Oczywiście, pomaganie innym w sytuacji zagrożenia jest trudne. Łatwo tracimy głowę, działa lęk, adrenalina, zagubienie, strach o swoje życie i zdrowie oraz poczucie braku kompetencji. Medykalizacja życia, filmy o tematyce medycznej, w których do ratowania życia potrzebne jest mnóstwo rurek, leków, krzyczących lekarzy – zrobiła swoje. Jednocześnie, na całym świecie, specjaliści pracują nad tym, jak uprościć algorytmy udzielania pierwszej pomocy i jak uczyć tego innych. W związku z tym wydaje się, że to powinna być najlepiej opanowana przez nas umiejętność.
To skoro wszyscy przechodzą kursy pierwszej pomocy, to dlaczego mają problem, żeby jej udzielać?
Wydaje mi się, że głównie dlatego, że na kursach jest bardzo dużo teorii, a mało praktyki. A w sytuacji zagrożenia tak naprawdę nie są ważne statystyki, czy wiedza ze slajdów… Ważne jest to, czy będziemy potrafili postępować w sposób zwiększający człowiekowi szanse przeżycia – do czasu przybycia profesjonalnych służb. Jeżeli na kursie jest prezentowany tylko film pokazujący resuscytację albo nawet instruktor przynosi fantom i wykonuje demonstracje – to od tego nikt nie nauczy się wykonywać tej procedury. Na kursie najważniejsze jest, aby każdy przećwiczył kluczowe umiejętności i to nie raz, nie przez 5 minut tylko przez większość czasu, który spędza na kursie.
Jakie według ciebie umiejętności powinno się ćwiczyć na kursie w sposób praktyczny?
Jeszcze raz powtórzę: każda osoba, która płaci za kurs pierwszej pomocy, powinna domagać się ćwiczeń praktycznych. Najważniejsze to umiejętność oceny swojego bezpieczeństwa, stanu poszkodowanego, umiejętność wezwania pomocy… Uważam, że należy przećwiczyć rozmowę przez telefon z dyspozytorem – choćby w postaci „scenki”. Na kursach, mimo że przecież jest to nieporównywalnie mniejszy stres niż np. w czasie wypadku, kursanci gubią się w podawaniu przez telefon podstawowych informacji. Dlatego – choć może wydawać się to infantylne – naprawdę warto zadzwonić do kogoś za drzwiami i przećwiczyć wzywanie pomocy. Następnie kluczowa jest umiejętność udrożniania dróg oddechowych, prowadzenia masażu serca oraz opatrywanie „podstawowych” ran. Przydaje się również układanie człowieka w tzw. pozycji „bezpiecznej”.
A co myślisz o tak zwanych pozoracjach? Czasami widzimy zdjęcia z kursów, gdzie są pozoranci, ubrudzeni sztuczną krwią, z jakimiś protezami złamanych kończyn. Uczestnicy mają udzielać pierwszej pomocy „z zaskoczenia”, czasami nawet puszcza się dym, głośne dźwięki, aby „podkręcić” atmosferę.
Wobec pozoracji mam mieszane uczucia. Oczywiście one się mogą sprawdzić w przypadku osób, które doskonalą swoje umiejętności oraz dla pasjonatów. Pozoracje, poprzez urealnienie stresującej sytuacji, mogą najlepiej wyćwiczyć w nas umiejętność działania pod presją. Myślę jednak, że pozoracje mają większy sens w szkoleniu osób, które mniej boją się udzielania pierwszej pomocy. Pozoracje wykorzystują w szkoleniach harcerze czy strażacy ochotnicy.
Natomiast uważam, że jeżeli ktoś dopiero uczy się podstaw pierwszej pomocy, jest na krótkim kursie, to najważniejsze jest budowanie jego poczucia kompetencji i pewności, że będzie umiał udzielić podstawowej pierwszej pomocy. Pozoracja może taką osobę wystraszyć, może ją zestresować, a nie zawsze oddaje realne warunki udzielania pierwszej pomocy. Statystycznie najwięcej wypadków wydarza się w domu. Nie ma tam wybuchów, dymu, sterczących kości. Również kierowcy mają duże szanse zetknięcia się z wydarzeniem drogowym, w którym ktoś ucierpi. Spotykamy się z zachłyśnięciami, ranami ciętymi, które wydarzają się podczas pracy w ogrodzie albo w gospodarstwie. Do tego nie trzeba ćwiczyć na ubrudzonych krwią pozorantach.
Najważniejsze, aby człowiek się nie bał i żeby rozumiał, że każda podjęta czynność zwiększy szansę przeżycia i dojścia przez poszkodowanego do zdrowia. Myślę, że straszenie kursantów nie tylko poprzez pozoracje, ale też pokazywanie makabrycznych zdjęć, „wałkowanie” w czasie kursów bardzo mało prawdopodobnych zdarzeń typu katastrofa kolejowa czy lotnicza – tak naprawdę przeraża ludzi i nie służy budowaniu w nich pewności siebie. Bardzo ważne jest, abyśmy zrozumieli, że udzielanie pierwszej pomocy nie jest trudne i że można się tego nauczyć.
Jak zatem wybrać dobry kurs pierwszej pomocy?
Najpierw należy się zastanowić, jaki typ kursu jest nam potrzebny. Jest ich kilka rodzajów. Do najczęstszych należą:
- Kurs BLS (ang. Basic Life Support) – kurs najbardziej podstawowy, którego treści obejmują zagadnienia związane z ratowaniem życia. Taki kurs może trwać około 4 godzin. Wtedy mamy szansę na poznanie ogólnych zagadnień teoretycznych, ale zostanie też czas na praktykę.
- Kurs BLS+ AED (ang. Automated External Defibrillator) – kurs podstawowy, rozszerzony o ćwiczenie z defibrylatorem automatycznym. Takie urządzenia coraz częściej pojawiają się w budynkach i w przestrzeni publicznej, więc warto się z nimi zapoznać. Kurs tego typu powinien trwać około 6 godzin.
- Kurs pierwszej pomocy w przypadku zagrożenia życia i najczęstszych urazów przygotowuje uczestników do działań w sytuacjach stanów zagrożenia życia czy wystąpienia najczęstszych urazów oraz nagłych zachorowań. Jego program uwzględnia, na przykład, informacje o sposobie postępowania w przypadku zachłyśnięcia, utonięcia, porażenia prądem czy złamania. Taki kurs uważam za najbardziej uniwersalny. Powinien trwać około 8 godzin.
- Kurs KPP (tzw. Kwalifikowanej Pierwszej Pomocy) pozwala na uzyskanie tytułu „ratownika”, zgodnie z art. 13 Ustawy z dnia 8 września 2006 r. o Państwowym Ratownictwie Medycznym. Tym samym daje możliwość uzyskania najwyższego możliwego stopnia przeszkolenia w zakresie ratownictwa, który dostępny jest dla osób nieposiadających wykształcenia medycznego. Taki kurs polecam pasjonatom, którzy bardzo interesują się pierwszą pomocą i zależy im na praktycznym ćwiczeniu szerokiego zakresu udzielania pierwszej pomocy. Taki kurs trwa ponad 60 godzin.
Jeśli już wiemy, jaki typ kursu nas interesuje, na co jeszcze powinniśmy zwrócić uwagę?
Warto sprawdzić program kursu i upewnić się, że będzie możliwość przećwiczenia udzielania pierwszej pomocy w praktyce i jest na to przeznaczona odpowiednia ilość czasu. Odpowiednia, czyli co najmniej 1/3 czasu trwania szkolenia w przypadku kursów krótkich. Ćwiczenia z wykorzystaniem fantomu są absolutną podstawą. Każdy z uczestników powinien co najmniej jednokrotnie przećwiczyć udrożnianie dróg oddechowych i masaż serca – najlepiej przez kilka minut. Drugą rzeczą, na którą warto zwrócić uwagę, jest to, czy prowadzący zostali certyfikowani lub podążają za uznanymi normami standardów kształcenia. Najpopularniejsze są wytyczne Europejskiej Rady Resuscytacji. Jeśli kurs został zaplanowany zgodnie z tymi normami, wiemy, że standard przekazywanej na nim wiedzy jest aktualny. Drugą, popularną w Polsce normą są wytyczne AHA (American Heart Association).
A jak duża powinna być grupa szkoleniowa?
To zależy od czasu przeznaczonego na kurs i od liczby instruktorów. Jeżeli zakładamy, że na kursie każdy uczestnik rzeczywiście ćwiczy, ma dostęp do fantomu – zalecałbym udział w grupach nie większych niż 12 osób na jednego instruktora z fantomem. Oczywiście, jeśli instruktorów i sprzętu jest więcej – grupa może być większa.
A co myślisz o kursach hybrydowych?
Oczywiście uważam, że realizacja części teoretycznej online, zdalnie jest jak najbardziej możliwa, o ile w części praktycznej będzie możliwość ćwiczenia prawidłowych umiejętności i odruchów, a następnie zostanie w jakiś sposób zweryfikowane, czy kursant zrozumiał i opanował niezbędne minimum teoretyczne. W takim przypadku część praktyczna może być krótsza, a kurs bardziej dostępny.
Photo by Martin Splitt on Unsplash
Jak często powinno się uczestniczyć w kursach pierwszej pomocy?
Zaleca się, aby ćwiczyć czynności ratujące życie z wykorzystaniem fantomu raz na dwa lata.
Ojejku, to bardzo często!
To prawda, jednak taka częstotliwość pozwala na wykształcenie nawyków, które są kluczowe w sytuacji zagrożenia. Wielu kursantów, nawet po dobrych kursach, popełnia ten błąd, że nie powtarza i nie utrwala wiedzy i umiejętności. Ważne, abyśmy zadziałali niejako automatycznie w sytuacji realnego zagrożenia czyjegoś życia. Aby było to możliwe – musimy ćwiczyć. Bez tego w sytuacji, kiedy musimy wykorzystać umiejętności, opanowuje nas strach lub tracimy czas na odnajdowanie w pamięci zdobytej kiedyś wiedzy. Zmieniają się również wytyczne, medycyna się bardzo rozwija, dlatego warto aktualizować wiedzę. Pełniejsze kursy możemy przechodzić rzadziej.
Podsumowując, szukając dla siebie czy swoich pracowników kursu pierwszej pomocy, zwracamy uwagę na:
- Zakres i czas trwania kursu. Jeśli zależy nam wyłącznie na czynnościach ratujących życie, szukamy kursu BLS trwającego około 4 godzin. Zalecam jednak, aby raz na jakiś czas przejść pełniejszy, 8-godzinny kurs, bo na nim przećwiczymy przypadki, z którymi mamy największe prawdopodobieństwo się zetknąć.
- W programie kursu musi być zapewniony czas na praktykę. Każdy powinien mieć czas i okazję do przećwiczenia m.in. prowadzenia resuscytacji. Krótki kurs dla dużej grupy najprawdopodobniej nam tego nie da.
- Optymalna grupa to około 12 osób na jednego instruktora. Jeśli mamy większą grupę – potrzebnych jest więcej instruktorów i więcej fantomów, a także defibrylatorów do ćwiczeń.
- Prowadzący kurs czy organizacja szkoląca informuje, w ramach jakich wytycznych prowadzi swoje szkolenia.
Jakiej rady mógłbyś udzielić osobie, która skończyła jedynie teoretyczny kurs online albo kiepski kurs pierwszej pomocy wiele lat temu?
Radziłbym, aby nie odkładała tematu na potem i jak najszybciej wzięła udział w dobrym kursie. Szkolenia organizuje obecnie wiele firm komercyjnych, ale i organizacji pozarządowych, w tym stowarzyszeń harcerskich czy GOPR. To ważna i sensowna inwestycja. W ramach projektów publicznych czy grantów można wziąć udział w dofinansowanych wydarzeniach. Jeśli dana osoba jest pracownikiem dużej firmy czy instytucji publicznej – radziłbym poprosić dział kadr czy HR o możliwość organizacji przynajmniej kursu BLS z ćwiczeniami. Te 4 godziny, raz na jakiś czas, są warte podnoszenia naszej pewności w sytuacji zagrożenia. Jednocześnie dobre kursy mogą mieć wartość integracyjną. Można je wpleść w plenerowy team-building, wyjazd dla pracowników czy dodatkową formę gratyfikacji.
Zbliża się lato, będziemy dużo się przemieszczać, spędzać czas nad wodą. Warto więc odbyć taki kurs jeszcze przed wakacjami.
Dziękuję bardzo za rozmowę!
Bądź pierwszą osobą, która zostawi swój komentarz