… To jest pytanie, które zaprząta mi głowę od 2013. Bardzo żałuję, że nie znam się na inwestowaniu w parki linowe, bo dawno bym taki wybudowała (jeśli Ty się znasz to koniecznie daj znać :))
Opanowaliśmy dosyć dobrze treningi na niskich parkach – które dalej pozostają jedną z moich ulibionych metod treningów outdoor. Obserwując coraz większą popularność imprez typu Runmagedon – miałam nadzieje, że grupowe, wysokie parki linowe będą następne. No i gdzie one są?
W Polsce mamy ponad 260 wysokich parków linowych, co stanowi europejski ewenement. Wszystkie one to „małpie gaje” czyli obiekty rekreacyjne. Wdrapujesz się na jedną z dostępnych tras, przechodzisz ją sam/sama, ewentualnie ze znajomym czy kimś z rodziny, na końcu schodzisz.
Tymczasem parki linowe zostały wymyślone pod koniec XIX wieku jako wojskowe narzędzie treningowe, a z czasem rozwijano ich potencjał edukacyjny. W USA, Czechach, we Francji, w Wielkiej Brytanii czy w Niemczech wykorzystuje się parki do ćwiczeń grupowych zorientowanych na trening przywództwa, umiejętności negocjacji, szukania wspólnych rozwiązań, niestandardowego myślenia, budowania zaufania w grupie czy podnoszenia poczucia własnej wartościuczestników.
Jedną z organizacji, która spopularyzowała „grupowe” parki linowe jest amerykańskie Project Adventure, w szeregach którego działał niezwykły pedagog i trener, Karl Rohnke. To on jest autorem najpopularniejszych książek i koncepcji grupwych ćwiczeń linowych wykorzystywanych do dzisiaj.
W Europie, wiele z takich obiektów prowadzą krajowe oddziały Outward Bound.
Od wielu lat odwiedzam takie obiekty, biorę udział w treningach i programach. Jako trenerka linowa ERCA, coraz więcej rozumiem z technikaliów i zasad projektowania takich obiektów. Im więcej wiem tym bardziej NIE ROZUMIEM dlaczego nie ma ich w Polsce? Albo zbudowanych od nowa, albo wykorzystujących infrastrkutruę istniejących obiektów. Jeśli jesteś właścielem takiego – serio, napisz 🙂
Czym się różni „zwykły” park linowy od takiego zaprojektowanego dla grupy? Technicznie: prawie niczym. Wymaga jednak innego zaprojektowania oraz kadry trenerskiej a nie jedynie obługi obiektu.
„Przeszkody” na parku zaprojektowane są w taki sposób, aby były możliwe do przejścia przez grupę, która operuje wspólnie na linach lub (i to mój ulubiony wariant), część na ziemi, a część na linie.
Do najbardziej rozpoznawalnego, klasycznego obiektu tego typu należy Drabina Jakubowa. Jest to pionowa drabina z drewnianych belek, w której kolejne szczeble są oddalone od siebie coraz bardziej. Wdrapanie się na drabihę wymaga współpracy osób na samym obiekcie jak i na ziemi (aktywna asekuracja).
W aktywności, sfotografowanej na tym zdjęciu, bierze udział minimum 6 osób, a najpewniej 9 oraz trener. To już całkiem przyjemna grupa warsztatowa!
W podobny sposób skonstruowane jest poniższe przejście, które występuje w bardzo wielu wariantach (dyski, belki, szczeble):
Zobaczcie jak wiele osób jest zaangażowanych w to ćwiczenie! Każda trenerka i trener, widzi w takiej sytuacji niezwykły potencjał na ćwiczenie komunikacji, zarządzania zespołem, współpracy, przywództwa. A wszystko to dzieje się jednak w adrenalinie i lekkiej presji czasu – z wykorzystaniem niezwykle potężnej metafory zaufania i polegania na innych jaką jest lina. W języku polskim mamy piękne określenie pochodzące z alpinizmu: braterstwo liny. W tych ćwiczeniach tę linę, trzymaną przez kogoś na ziemi czuje się bardzo mocno. Jeśli osobą asekurującą jest człowiek z Twojej grupy czy zespołu a nie wykwalifikowany instruktor – ma to jeszcze mocniejsze oddziaływanie.
Więcej o potencjale i wyglądzie takich aktywności możecie zobaczyć na tym filmie (Adventure Team Challange):
Oraz tutaj – choć to znacznie starszy obiekt:
To co? Budujemy wreszcie pierwszy taki obiekt w Polsce?
A jeśli jesteś właścicielem parku linowego – napisz, co powstrzymuje Cię przed rozszerzeniem oferty o takie działania?
Bądź pierwszą osobą, która zostawi swój komentarz